Jesteśmy coraz bliżej przejścia w Dołhobyczowie. Jak się uda to może będziemy dziś dość nad Bugiem po stronie ukraińskiej.
Wczoraj mieliśmy pewne kłopoty głównie z weteranem Ameryki Południowej czyli rowerem Szymona - ucierpiał błotnik i szprycha.Złożyliśmy też wizytę w słynnych w pewnych kręgach Wojsławicach ale niestety nie natknęliśmy się na Jakuba Wędrowycza. Były za to wiejsko-miasteczkowe ruiny, cerkiew, sklep i budka z kebabem, a także pijalnia piwa Strumień.Następnie wjechaliśmy na górkę i usłyszeliśmy "mam wodę! I piwko mam!". Rozmawialiśmy chwilę z bardzo sympatycznym Stasiem, który zaprosił nas na nocleg także w drodze powrotnej. Była dopiero 18 więc ruszyliśmy w dalszą drogę. Przy zjeździe zaczął mi obcierać błotnik więc konieczna była szybka naprawa w upale, która przelała czarę i cofnęliśmy się 300 metrów do Stacha. Stach zaraz podłączył wąż ogrodowy i było miło i mokro i chłodno.W uroczej altance, która kiedyś była budą dla psa, a teraz jest wabikiem na sapiące dziki spędziliśmy noc. Jako że wstaliśmy o 4 rano to był bardzo długi dzień.
Rano herbatka z mięty i rokitnika od Stana i jedziemy dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz