Wsio normalna.
Na UA straciliśmy Polski zasięg i nie piszemy. Na Michała telefonie jest ukraińska karta ale wszystko za to po rusku.
Granice przejechaliśmy w 15 minut z rowerem.
Dojechaliśmy do Włodzimierza Wołyńskiego gdzie okazało się że do Kijowa nie pojedziemy bo raz że nie można z rowerem (niby) a dwa nie było już biletów. Rozbiliśmy się nad rzeką Ług i nawet się w ługu kąpaliśmy.
Upały są straszne więc zgodnie z zaleceniami ministerstwa zdrowia unikamy wysiłku i nie przebywamy na zewnątrz ( w nocy).
Padł nowy rekord: w słońcu wg licznika 46 stopni, ale ona dopiero się rozkręca.
Udaliśmy się pociągiem do Koweli gdzie miły Andrej objechał nas po mieście. Obecnie nie pracuje, wcześniej budował czołgi w Charkowie ale kiepsko płacili i przeniósł się do Koweli. Zabrał nas do Jadalni gdzie "sam odkrywasz, sam nalewasz, sam pijesz". Za cztery napitku i trzy borszcze zapłaciliśmy całe 4 zł.
Teraz jesteśmy w Lubomli gdzie szykujemy się na wypad do Szackiego Parku nad Świteź.
Zadziwiające jest to, że nie jest się w ogóle głodnym dopóki nie wyjdzie się do klimatyzowanego wnętrza...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz