* to zdjęcie zostało niedawno przycięte
Po odżywczym a zarazem komarowym (do momentu rozhajcowania ogniska) noclegu nad jeziorem Jaworowskim lub jak niektórzy twierdzą - Jaworskim Morzem, ruszamy ku granicy. Wróciły upały ale jadąc nową, odszczeloną, szybką drogą Lwów-Przemyśl chłodzi nas wiatr, a kilometry stukają dość szybko.
Pod sklepem, popijając kwas z nalewaka, dowiadujemy się, że wyglądamy jak muzułmanie i powinniśmy się ogolić (ale tylko ja i Michał). Dostajemy także namiary na świetny nocleg w Polszczy, w kolejnym zalanym kamieniołomie w Trokach.
Przy granicy robimy zapasy, głównie w postaci płynnych pamiątek i ruszamy na bramki. Tym razem poszło bardzo szybko, a celniczki traciły zapał do przeszukiwania sakw widząc brudne skarpetki. Przechodzimy na drugą stronę i udajemy się do sklepu, gdzie rozkoszujemy się klimatyzowanym wnętrzem oraz obfitością produktów.
Docieramy nad jezioro w Trokach i wpadamy po biodra w polską rzeczywistość: "Zakaz kąpieli, biwakowania i łowienia z łodzi". Hmm... Gdybyśmy nie oddawali się studiowaniu logiki nasz plan popływania w jeziorze i rozbicia namiotu mógłby wziąć w łeb. Szczęśliwie, nie planowaliśmy połowu z łodzi, więc zakazu na pewno nie uda nam się złamać, jeśli ograniczymy się do biwakowania i kąpieli.
Woda bardzo przyjemna, ładny zachód słońca. Robię time-lapse z gopro, ale zanim słońce zachodzi kończy się miejsce na karcie pamięci. Znak to, że i nasza tułaczka dobiega powoli końca. Co ja piszę!? Kończy się przyjemna część wyjazdu z zaczyna tułaczka pociągami do Warszawy, oczywiście z rowerami czyli pełen komfort podróży i wystawianie na próbę wiary w PKP.
Rano Michał rusza do sklepu po serek i donosi, że lokalna elita już spożywa przy nim wódkę. Nawet na Ukrainie tego nie grali (pod sklepem, bo gdzie indziej tak). Mamy zapas czasu do pociągu, więc obieramy dłuższą, aczkolwiek ciekawszą drogę do Przemyśla. Hasło przewodnie tej trasy to PROM. Ekstra! na pewno będzie zabawa.
Najpierw zjeżdżamy w złą drogę, potem błądzimy trochę w kukurydzy. Ostatecznie docieramy do przeprawy promowej przez San, a miły pan promiarz stacza heroiczną walkę z topielą by dotrzeć na nasz brzeg. Totalna sielanka, ruch na przeprawie mały, bo rolnicy czekają ze żniwami - podobno.
Kąpiel w Sanie wspaniała, czysta woda, prąd... niestety trzeba ruszać dalej, bo nasz pociąg odjeżdża jakoś po 12, o bliżej niesprecyzowanej porze.
W Przemyślu oczywiście okazuje się, że już odjechał. Do kolejnego 2 godziny. Michał decyduje się nas opuścić by kontynuować roztoczańską sielankę z Dorotą. Pa pa.
Reszta drużyny dowiaduje się, że największą stratą związaną z portfelem nie była karta SD, ale dokument uprawniający do 51% zniżki na przejazdy koleją...
Kąpiel w Sanie wspaniała, czysta woda, prąd... niestety trzeba ruszać dalej, bo nasz pociąg odjeżdża jakoś po 12, o bliżej niesprecyzowanej porze.
W Przemyślu oczywiście okazuje się, że już odjechał. Do kolejnego 2 godziny. Michał decyduje się nas opuścić by kontynuować roztoczańską sielankę z Dorotą. Pa pa.
Reszta drużyny dowiaduje się, że największą stratą związaną z portfelem nie była karta SD, ale dokument uprawniający do 51% zniżki na przejazdy koleją...
Nie przedłużając, bez większych przygód docieramy do Krakowa. Zaraz, zaraz. PKP i brak adrenaliny? Niemożliwe.
Mając 70 minut zapasu oczywiście nie zdążamy na przesiadkę w Krakowie i Ernest Malinowski daje nam znać o swoim odjeździe tylko informacją, że był opóźniony, niestety nie na tyle byśmy na niego zdążyli. Jemy zapiekanki i spędzamy noc w Krakowie. Rano kulamy się do Warszawy. Koniec.
Zapowiadałem telefonowanie do wójta. Na googlach udało mi się znaleźć sklep, w którym po kradzieży kosmetyczki uzupełniałem zapasy szczoteczek do zębów. Odbiera facet, który twierdzi, że nie ma pojęcia dlaczego jego numer tam figuruje. Następnie dzwonię do rady gminy, która jak się okazało znajdowała się tuż obok tegoż sklepu: https://goo.gl/maps/GCkZYu6voes
Niestety wójt śpi.
Skontaktowałem się także z Maryanką (osoba nr 1), u której spaliśmy we Lwowie. Mówi, że pojedzie na Zachidfest, wielki festiwal muzyczny, który lada dzień ma odbyć się w miejscu gdzie spaliśmy, czyli Czarownej Dolinie. Ostatecznie nie jedzie, ale dzwoni do rady gminy (osoba nr 2), która podaje jej numer do właściciela sklepu (osoba nr 3), który pyta w sklepie o portfel i namierza gościa, który go znalazł (nr 4). Dostaję informację, że dokumenty gdzieś są i czekam na szczegóły.
Następnie znalazca przekazał portfel znajomemu (osoba nr 5), który jechał do Lwowa, od którego na miejscu odebrała portfel Maryanka (znowu nr 1). Maryanka miała za jakiś czas lecieć do Meksyku z Warszawy. Niestety w tym czasie byłem poza Warszawą więc Maryanka będąc z Warszawie przekazała portfel dwóm moim znajomym (nr 6). Oni przekazali portfel mi :)
Sporo osób i ponad miesiąc trwania, ale akcja udana. Brakło tylko niewielkiej sumy w hrywnach.
Następnie znalazca przekazał portfel znajomemu (osoba nr 5), który jechał do Lwowa, od którego na miejscu odebrała portfel Maryanka (znowu nr 1). Maryanka miała za jakiś czas lecieć do Meksyku z Warszawy. Niestety w tym czasie byłem poza Warszawą więc Maryanka będąc z Warszawie przekazała portfel dwóm moim znajomym (nr 6). Oni przekazali portfel mi :)
Sporo osób i ponad miesiąc trwania, ale akcja udana. Brakło tylko niewielkiej sumy w hrywnach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz