sobota, 12 sierpnia 2017

Opuszczone kościoły ziemii lwowskiej

Na pierwszym zdjęciu warienki, bo jak powiedział Pietia "warienki to sila!".
Ok
Ze Lwowa pojechaliśmy na południe gdzie wg rekomendacji Maryanki były fajne zrujnowane kościoły. Chcieliśmy jechać już ku granicy w Medyce więc trasa nam mniej więcej pasowała.

Pierwszy kościół w Wołkowie stał całkiem otwarty. W sklepieniu świeciła malownicza dziura, świeciło słońce i śpiewały ptaki. Dosyć nietypowo.

Po deszczowym dniu we Lwowie wróciły umiarkowane upały. Nie byliśmy zbyt szybcy więc był to jedyny tego dnia odwiedzony kościół.

Dojechaliśmy nad jezioro. Miejsce znaleźliśmy z mapy - idealne! Było późno więc poszliśmy spać. Rano okazało się że woda niestety nie nadaje się dla nas do użytku. Uznaliśmy że nasza miejscówka ma niezbyt wiele śmieci. Potem znaleźliśmy dziurę że śmieciami - parę butelek nad jeziorem to normalka.
Rano przyszły dwie panie z krowami, a potem z lasu wyskoczył pies malamut, który narażając życie na jezdni przez jakiś czas nam towarzyszył.

Kolejny kościół był kilkanaście km dalej w Hodowicy. Tutaj kościół był zamknięty i należało dzwonić na numer z kartki. Odebrała bardzo rozentuzjazmowana z naszego powodu pani, skąd przyjechaliśmy, czy zostaniemy na mszę itd. Niestety kościół otworzyła nam jej córka która w ogóle nic nie mówiła, zła że nie może sobie w spokoju słuchać muzyki. Na to oprowadzanie musieliśmy trochę czekać ale wcale nie próżnowaliśmy. Robiliśmy ustawiane filmiki i puszczaliśmy pod sklepem z telefonu ruski rap (od Szymona) jak przystało na rodzimą młodzież lwowskiego oblastu.

Dzwoniliśmy też do kilku ludzi z warmshowers, żeby polecili nam fajne trasy. Bardzo mili, starają się pomóc. Jeden polecił nam miejsca w których już byliśmy. Kolejny powiedział że przyjedzie za 20 min (?). Inny polecił miejsca na wschód więc po prostu pojechaliśmy na zachód w stronę kolejnego jeziora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz