Z Lubomli ruszyliśmy szlakiem jezior. Pierwszą nic spędziliśmy nad jeziorem Zgorany, na dzikim kempingu z disco rusco, starymi namiotami (Ujsoły). Całkiem fajnie.
Potem dotarliśmy do Szacka, stolicy parku narodowego. Nad podobno najlepszym jeziorem spory tłum. Jeziorko bardzo fajne, sprzedają ryby i kwas. Jednak to co nas zainteresował odkryliśmy 10 km dalej. Kawałek dalej była super naturalna wiocha gdzie obudziliśmy sensacje a przynajmniej patrzono na nas dziwnie.
Jeszcze dalej było jeszcze lepiej. Włodzimierz Krawczyk z Włodzimierza wołyńskiego budował dom koło którego spaliśmy. Lokalnie mówią o nim pan z blachy. Obok jego domu znajduje się Jezioro z gliceryną, dobra jest ona dla skóry i dlatego kąpaliśmy się tam z wielką przyjemnością Mimo ataku ślepców.
Pan Włodzimierz kupił dom z posesja za 10000 PLN jest szczęśliwy. Dom się rozleciał podczas remontu Więc zbudował nowy i użył tysiącletniej cegły Głównie dlatego że wokół nic nie ma oprócz ciszy i spokoju i ryb w Jeziorze i wydm nad Bugiem i pograniczników obok i pani Wiery z kozą, która daje mleko dla nas, i dziadów po nocach śpiewających ludowe przyśpiewki.
Dziś była głównie przeprawa przez piachy po bezdrożach do granicy białoruskiej. Zaliczyliśmy kilka kolejnych jezior Michał zgubił licznik ale wrócił po niego i znalazł go po raz trzeci a teraz siedzimy w kurorcie dla starszych osób gdzie w jadłodajni puszczają piosenki z Ogniem i mieczem. Jesteśmy dla nich szanowna młodzieży bo tak nas nazywają.
Jest nieźle. Kąpiel rano, w środku dnia jeszcze ze dwie i jeziorko wieczorem. A piszemy do was dlatego że miły pan w Vodafonie zrobił nam internet. Mamy jeszcze kilka informacji bez znaczenia ale je pominięto. A interpunkcji brakuje bo używamy dyktanda z Googli gdyż jesteśmy zbyt leniwi na pisanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz