piątek, 13 lipca 2018

I zostałem sam - Karakol

Pojechali...
Muszę jakoś wcisnąć wszystkie graty do plecaka

English version below

Stało się. Druzja pajechali w Biszkek. Został po nich tuman kurzu i zdjęcie.

Dotarliśmy dalej na wschód niż ostatnio z Michałem. Odwiedziliśmy Karakol, ostatnie miasto na wschód w Kirgizji, na wschodnim brzegu Issyk-Kul. Jestem dalej na Wschodzie niż kiedykolwiek wcześniej.

Zrobiłem trochę zapasów wątpliwej jakości prowiantu, mam nadzieję że jakoś starczy na 4, maks 5 dni. Planuje obejść miasto Karakol górami, a następnie jakoś dostać się stamtąd do Biszkeku. 

Póki co, wszystkie moje graty (widoczne zdjęciu) nie zmieściły się w plecaku i muszę iść dziś na dwa plecaki z chlebem w ręce. Na szczęście tylko kawałek, żeby rozbić namiot który zajmuje pół plecaka. Może gdyby udało się go przytroczyć, będę próbował jutro.
Chwilowo zaczęło lać. Schowałem się pod jakimś ostatnim straganem i piszę. Oby szybko przeszło.

Następnie wzdłuż drogi (asfalt do sanatorium, w góry za skrótemw prawo), w lekkim deszczu, szukam miejsca na namiot obok grzmiącej rzeki, mając świadomość, że się ściemnia, i przeczucie, że będzie lało. W końcu jest odpowiednia polanka, z nieobsraną trawą pod drzewem oraz busem, oświetlonym w środku. W środku czterej hipisów z Francji. Mówię im, że będziemy sąsiadami, rozbijam namiot. Po chwili jedna Francuzka przychodzi pomóc. Stawiamy namiot, chwilę rozmawiamy skąd i dokąd, a potem uciekam przed ulewą do namiotu. Krople deszczu biją w sufit, rzeka ryczy, Stefan potrzebowałby tutaj podwójnych zatyczek do uszu. Dobranoc.


Do it is. My friends are gone. Went to Bishkek. Only dust and a photo left for me.

We reached Karakol, the last city in Kyrgyzstan to the east, at the east end of Issyk-Kul lake. I am as far to the East as never before.

I have made some food supplies of poor quality products. Hope, that it will be enough for 4 out 5 days. My plan is to hike around the city of Karakol, though the mountains in Karakol National park. Then, to Bishkek, somehow.

I have a lot of staff - too much to fit into the backpack. So far, I will walk with two bags, and the bread in my hand. Fortunately, not far, only till the proper camping place. Then maybe I will eat something, to have less things to carry.

Paved road to the sanatorium, unpaved to the mountains. I walk in gentle rain, next to buzzing river. Finally I got the right spot. Nice meadow next to the river bank, grass, tree, no shit.
Also, an old bus with a french hippie group of four is nearby. I'm knocking and saying hi.

When setting the tent a girl comes to help me. Some chat, and we have to hide from the rain. A big rain is coming. Raindrops hit the tent violently, a river is risingr. Stefan would need a pair of double earplugs. Good night.
And once again, greetings to Tatiana, because you might miss them in the previous post on polish only.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz