piątek, 13 lipca 2018

Niedarożnik

Niedarożnik znaczy nie droga czyli offroadowiec.

Podróżowanie samochodem jest szybkie, przyjemne i wygodne. Niewątpliwie daje możliwość zobaczenia miejsc, których nie dałoby się zobaczyć w ograniczonym czasie. Jak dla mnie wydaje się to jednak zbyt proste. Co więcej, ogranicza interakcję, ale nie tak mocno jak gdzie indziej. Brak autostrad, drogowe problemy i inne rzeczy sprawiają, że interakcji jest jednak całkiem sporo.
Ludzie w Kirgistanie są bardzo otwarci i kontaktowi. Kierowcy marszrutek zatrzymują się żeby ot tak porozmawiać sobie z nami. Podrzuciliśmy do jurty jednego pasterza, a gdy mieliśmy problem samochody stawały by zapytać co się stało. Ale po kolei.

Jak już wiecie wyruszyliśmy z Biszkeku na południe, żeby odebrać Stefana i Paula, którzy mieli ok 3 rano wysiąść z takiego samego busa jakim i my jechaliśmy z Osh do Biszkeku, i czekać na nas koło drogi. Około 8 dojechaliśmy na odpowiednie miejsce i mimo braku zasięgu od razu ich znaleźliśmy (foto 8).

Wrzuciliśmy graty do auta i ruszyliśmy nad jezioro Son Kul. Wielkie wysokogórskie jezioro (ponad 3000m), nad którym Kirgizi wypasają latem niezliczone ilości koni, krów i owiec. Wali tam mnóstwo turystów. Po drodze nasz samochód zaczął wydawać dziwne dźwięki. Okazało się, że w wał przy tylnej osi wkręcił się długi stalowy drut. Pierwsze auto z kirgiską rodziną wracająca nad Son Kul zostawiło nam kombinerki i zaczął się festiwal przecinania. Po godzinie pod samochodem udało się rozciąć wszystkie zwoje, pewnie ponad setka. "Kombinerki dacie nam potem bo nie mamy czasu. Też będziemy nad son kul". Jezioro ma pewnie z 70 km obwodu, ale udało się ich dogonić.

Wieczorem rozbiliśmy się nad samym jeziorem. Trochę za zimno na kąpiel, dodatkowo błotny brzeg składający się w 50% z odchodów nie zachęca. Za wcześnie żeby iść spać więc razem z Paulem testujemy auto wjeżdżając na pobliskie górki.

Kolejnego dnia, znów przez góry jedziemy do Kochkoru, na bazar, obiad i do wspaniałego sklepu z ręcznymi wyrobami kobiet z pobliskich wiosek. Kupuje kapcie, zobaczycie jakie! :)

Następnie ruszamy nad Issyk Kul licząc w końcu na upał i kąpiel. Naszym celem jest też słone jezioro, zaraz przy issyk kul, gdzie woda jest tak słona, że nie da się utopić.

Krzysiek przebukowal bilet powrotny na niedzielę. Niemcy też wtedy wylatują, więc wyszło na to, że znów zostanę sam na sam z Kirgistanem (do kolejnego piątku). Lekko zaczyna się już czuć smutny powiew powrotu.. ale czyje, że jeszcze wiele na mnie czeka.

Po kąpieli która mocno nas wychłodziła, bo nie było 30 stopni tylko ledwie 20 i chmury, zostajem kolację a potem nocleg w pobliskich jurtach.

Gdy śpisz w jurcie w miedziana zastawę snów kładzione są najlepsze daktyle.

Kolejny leniwy dzień, bo wyjeżdżamy późno. Ustalaliśmy plan i nikomu nie pali się do wyjazdu bo wiemy, że dziś się rozstaniemy. Jedziemy do kanionu Skazka, kanionu baśniowego, gdzie czeka naszego niedarożnika Off-road po piachu. Miejsce urokliwe. Następnie jedziemy do Karakolu, na wschodnim końcu Issyk-Kul.

I wtedy zaczynają się problemy z policją :)
Najpierw, zaraz po wyjeździe z kanionu łapie nas kontrola prędkości. Jechałem 52, niby można 40, ale nie wiem czy to prawda. Poza tym wjechaliśmy na drogę chwilę wcześniej i nie było znaku. Normalnie można 60.
Ale to nie wszystko. Rzekomo wydmuchalem 8%, to nie pomyłka, a w Kirgistanie nie można prowadzić trzy doby po spożyciu alkoholu. Mamy teraz jechać 20 km na komisariat do Bokonbajewa, żebym płacił wielki mandat i szedł pod sąd, i do szpitala na badanie alkoholu we krwi. Pada nawet podejrzenie że piłem kumys!
Po chwilowej debacie, odganianiu reszty naszej ekipy od radiowozu, gdy próbowali robić zdjęcia, i oświadczeniu Stefana, że dzwoni do ambasady Niemiec, pada w końcu rzucona niedbale suma 5000 som, czyli ok. 250 zł. Potem schodzi na dwa tysiące. Chcemy wsiadać, żeby jechać z nim serio do tego szpitala więc nas po prostu puszcza (mimo że mam 8% alkoholu w wydychanym powietrzu wg wskazania urządzenia, którego wyświetlacza oczywiście nikt nie widział) i jedziemy dalej.

Plazujemy nad jeziorem. Wokół całości jest park narodowy. Przy plaży jest kilka innych samochodów. Droga piaskowa. Przyjeżdża straż ekologiczna, jeden poważny i dwóch wesołych w mundurach. Krzysiek pływa, Paul się opala, a ja i Stefan, zwycięski duet z poprzedniego zatargu z prawem, załatwiamy. Załatwiamy, żeby nie musieć płacić za naruszenie nienaruszalności parku samochodem. Co za pechowy dzień. Tym razem z 2000 udało się tylko stargować na 500. Stargować, mimo że "to mandat a nie targ z końmi". 2 euro na głowę. Trudno. Wielkiego zarobku to na nas nie mają.

Następnie ruszamy do Karakolu. Ja tam zostanę i widzę w góry, a reszta pojedzie samochodem do Biszkeku. Pojutrze lecą.
Mój plan to kilkudniowy trekking w parku narodowym Karakol, potem przeprawa do Biszkeku. Zobaczymy co wyjdzie, czasu jest sporo.

Greetings for Tatiana
Sklep z ręcznymi wyrobami kooperatywy kobiet

Naprawa niedarożnika

Przyczyna problemów, już porozcinana pożyczonymi kombinerkami

Raz we wozie, raz pod wozem

Najechaliśmy znajomych lekarzy, 8 rano, jak zatrąbiłem to było śmiesznie :)

Jing i Jang, Kola i Kumys

Nad Song-Kul, wycieczka fakultatywna z Paulem na pobliskie górki


Nad Song-kul sporo koni



Moda w Kochkorze

Śniadanie nad Slanym Ozerom

Bajkowy Kanion Skazka, w tle Issyk-kul

Stefan

Kąpiel nad Issyk-kul, plaża strzeżona, opłata 200 som

4 komentarze:

  1. Czyzby to kumys obok dzwigni zmiany biegow? Nie dziwne w takim razie to 8 %

    I szacun za stargowanie mandatu z 200 na 500 som ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyzby to kumys obok dzwigni zmiany biegow? Nie dziwne w takim razie to 8 %

    I szacun za stargowanie mandatu z 200 na 500 som ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję czujności, ktoś jednak to czyta. Dodałam już jedno zero.
      A co do dźwigni zmiany biegów - tak, to kumys. Najmocniejszy alkohol świata, od samego przebywania obok butelki można się potężnie wstawić, podobno nawet do 120% alkoholu w wydychanym powietrzu

      Usuń
  3. Gościu z komórką wymiata:)

    OdpowiedzUsuń