Leaving the mountains and getting back to Bishkek -English version below
Górską opowieść dociągnąłem tylko do momentu dotarcia nad jezioro Ala-kul. Rano pożegnanie z Gerdą, która jak się okazało do jedzenia po tygodniu wędrówki miała tylko jakiś grysik. Ja jedzenia miałem więcej niż byłem w stanie zjeść, więc pozwoliłem jej wziąć sobie co chce i obiecałem wrzucić nagranie z drona na dropboxa. Za jedzenie nie chciałem żadnych dźięgów. Gerda poprosiła o mój adres mówiąc, że skoro nie chce pieniędzy to przyśle mi swoją książkę. Komunikat systemowy: "Twoja reputacja podniosła się o 1".
Następnie ruszam na przełęcz. Ide szybko, mijam jakąś dwójkę oraz cztery osoby schodzące, co dziwne w kaskach, bo boje się deszczu. Na przełęczy siedzi Kirgiz niemowa ze sznurkowym plecakiem z Ronaldo i jakimś zwiniętym plakatem i chce żeby mu zagrzać wodę w puszce. Ja mam tego dnia wiele do przejścia, nie grzeje mu wody, może ktoś inny mi zagrzeje. "Twoja reputacja pogorszyła się o 1".
Strome zejście z przełęczy, wszędzie lecą kamienie. Druga strona w chmurach. Idę szybko żeby nie dostać czymś z góry. Potem dłuuugie zejście doliną. W międzyczasie zaczyna grzmieć dookoła. Nie udaje się zdążyć do drzew, leci grad. Biegnę do pierwszych drzew a po nogach biją mnie lodowe kule, dostatecznie mocno motywując do szybszego biegu. W tle muzyka z Władcy Pierścieni Dwie Wieże. W końcu udaje się schować, oczywiście najgorsze już za mną.
W dolinie, nad niewielką górską rzeką znajduję dwie żółte, drewniane łodzie...
Potem wychodzi słońce, w miarę schodzenia robi się coraz cieplej. Spotykam dużo turystów: kilku pojedynczych, sporą grupę z Korei, a potem jakieś ogromne wycieczki. Tutaj pozwolę sobie na tyradę o kupie, bo w tej dolinie było jej na tyle dużo, że czara się przelała. Tak, przelała.
Wybierasz się do Kirgistanu? Na jakiś fajny trekking? Super, to najlepiej do Karakolu, bo to najlepsze miejsce na trekking. Tylko jeśli nie jesteś związany z branżą szambiarską to przygotuj się na to, że podczas pobytu zobaczysz więcej gówna niż w całym swoim dotychczasowym życiu.
Ubrudziłeś się troszkę błotem przy ściąganiu buta? To nie błoto :)
Otóż w Kirgistanie błoto w stanie naturalnym prawie nie występuje. Jak świstak, jest bardzo dobre, ale wpisane do czerwonej księgi. Tutaj występują różnego rodzaju gówniane kompozyty. Np 10% błota i 90% gówna. Albo 150% gówna, można różnie trafić. Jest też podział gatunkowy. Koński jest całkiem przyjemny, taki skupiony i raczej suchy. Owczy czy kozi jest raczej rzadszy. Najczęstszy, ale i jednocześnie najrzadszy jest krowi. To widać, widać z kilometra, jak mało błota jest w błocie.
Taka sytuacja z Europy: ktoś wdepnął w kupę. Co za nieszczęście. Tutaj większe skupiska, lub szczególnie obleśne, można zwykle ominąć. Tych starszych i mniejszych nie ma sensu omijać. Ale czasem nie można ominąć i wtedy, trzeba z całą świadomością wstawić podeszwę w środek mlaszczącej, klejącej się i śmierdzącej mazi na tyle ostrożnie żeby się nie wyłożyć, czując jak but się zagłębia i mając nadzieję, że nie zagłębi się zanadto.
Moja gleba nie była szczególnie pechowa, nawet mogę być zadowolony. Wyszedłem obronną ręką. Dosłownie.
Gorące źródła! Po tych przejściach już tylko o nich myślałem. Ale czekały mnie jeszcze dwa deszcze do przeczekania pod drzewem, tak po 10 minut. Najgorsze to, że ostatni deszcz był chyba 200 metrów od drewnianych domków z gorącą wodą Altyn Arashan, po drugiej stronie rzeki (zimnej). Przestawało padać, turyści jeszcze pod dachami ale jakaś dziewczyna w zwykłej bluzie już rusza, to ja też. Spotykamy się w połowie drogi, okazało się, że szła po mnie. Hot springs? Yes!
Bierze klucz od taty i Jestem prowadzony do drewnianego domku przy rzece. Tam przebieralnia, prysznic i zbiornik z gorącą wodą. Minimum pół godziny mówi i wychodzi. Taka przyjemność 10 zł. Po 4 dniach w górach nic lepszego nie mogło mi się przytrafić.
Potem oczywiście ojciec przychodzi poganiać, że "time, time" i inkasować pieniądze. Kupuje jeszcze piwo i ruszam na ostatni odcinek: 15 km w dół do miejscowości Aksu.
Dolna połowa doliny już nie jest obsrana, jest rozjeżdżona do granic możliwości czym się tylko da. Działa tu terenowe taxi, bo dojście z Aksu do Altyn Arashan to wymagający spacer. Jeździ wszystko co tylko sowiecka myśl techniczna zdołała wprawić w ruch na błocie. Królują UAZy, potem terenowe busiki 4x4 na podwoziu UAZa, a potem to nie wiem. Jakieś domy na kółkach do jeżdżenia po Syberii czy coś w ten deseń. Ogromne jak tir ciężarówy na 6 kołach, z kontenerem z wyciętymi oknami na pace. W środku turyści. Droga wygląda jakby nic nie było w stanie nią przejechać, ale to tylko pozory. Okazuje się jednak, że te wielkie maszyny, i to z górki, jadą wolniej niż ja idę, do tego w środku jest najwyraźniej nie do wytrzymania bo co kawałek się zatrzymują, by ludzie mogli wyjść. Pod koniec, auto jedzie puste, wszyscy turyści idą piechotą, jak szybko tylko mogą. Tych najszybszych ciężarówka nie zgarnie po drodze, wolniejsi będą musieli znosić trud podróży aż do następnego postoju.
Przed samym Aksu po raz ostatni rozbijam namiot w Karakolu. Rano ruszam do Aksu, podwózka sama mnie łapie, jedziemy z rodzinką na stację benzynową przy drodze do Karakolu. Potem odpedzam się od taksówkarzy, łapie marszrutkę i pół godziny później jem kurdak z kuraczyj w tej samej pustej knajpie, gdzie 5 dni wcześniej z Krzyśkiem, Stefanem i Paulem. Dzwoni Angie, która ze swoimi studentami wybrała się do Karakolu. wiedząc, że jeśli raz straciłem zasięg to już się ze mną nie spotka, odpuściła próbę spotkania się że mną kilka dni wcześniej. Pół godziny chodzimy razem po sklepach szukając dla nich dżemu w tubce. Ostatecznie daje im resztkę mojego oraz kilka słodkich chwil.
Następnie znowu odpędzam się od taksówkarzy i kupuje bilet do Biszkeku. 7 godzin w trasie północną strona Issyk-Kul, w całkiem komfortowych warunkach i jestem na biszkeckim autowogzalu. Tradycyjnie odpędzam się od taksówkarzy, potem jeszcze próba charakteru przeciwko człowiekowi w czapce, który sugestywnie przekonywał do oddania mu pieniędzy. Argumenty nie działały, podziałało oddalenie się. Była to do tej pory jedyna taka nieprzyjemna sytuacja w Kirgistanie. Marszrutka, i jestem w domu Angie. Teraz relaks, zakupy i pakowanie.
Aha, i jeszcze cała akcja z lotem. Po niepowodzeniu Krzyśka ( z Moskwy poleciał dalej lufthansą, bo nie chcieli go podbić dalej bez wizy twierdząc, że loty do Mińska to krajowe), obdzwoniłem wszystko co się dało dwa razy dobijając do -10 som na koncie w telefonie.
Infolinia Ural Airlines, na angielskiej Andriej, na którego jak trafiam to się rozłączam bo on nic nie chce pomóc.
Konsulat honorowy RP w Biszkeku, odbiera jakoś gość który nie wie o co chodzi z konsulem.
Lotnisko w Biszkeku, przełączają do ludzi od wiz.
Lotnisko w Moskwie, twierdzą że to nie jest lot krajowy i nie będzie problemu.
Belavia, loty białoruskie w Moskwie, też tak twierdzą.
Więc ostatecznie będę próbował lecieć jak Krzysiek, może się jednak uda jeśli nie dam się nikomu pokierować w niewłaściwe miejsce. Przynajmniej taki mam plan.
Strasznie się rozpisalem, teraz muszę to przetłumaczyć...
To finish up the mountain tale.
In the morning I share food with Gerda, she had only semolina left. She promises to send me her book in turn. Then fast ascent to the last pass at 3900, I m afraid of rain.
At the pass I met dumb Kyrgyz guy with a backpack with Ronaldo depicted and some ruled poster. He wants me to boil a water for him but I refuse, a long way to go today. Maybe someone else can do that.
Next, very steep descent with falling gravel and a very very long valley. On the way I can here thunders, and soon a hail storm starts. I run to the trees with hail lashing my legs, so I run faster and faster. Finally get under the trees, but the worst part ends immediately.
In the valley, next to narrow, wild river I found two yellow wooden boats...
After the storm the sun comes out again, it gets warmer and warmer while going deeper in the valley. I meet a lot of tourists: few single travelers, a big group from S. Korea, and then a huge crowds with guides.
Now, I will elaborate a little bit on the matter of shit, because that was too much to take.
Are you going to visit Kyrgyzstan? Willing to have a nice trekking trip? Cool, it's best to visit Karakol National Park, the best place for hiking in Kyrgyzstan! But unless you're connected with a cesspool business, be prepared to see more shit than you already have seen through your entire life.
Ups, your hand get slightly dirty when wearing your shoes, because of the mud? Well, it's not a mud :)
In Kyrgyzstan real mud is really unique. Like a marmot, it's really nice, but listed in the Red Book. Here, you can find only shitty composites, like 10% of mud and 90% of shit or 150% of shit. Depends on your luck and how high you are. It can be devided into different categories. Horse shit is quite nice, dense and rather dry, stops to smell quickly. Sheep and goat shit is not so popular, and not so big also. The most popular one is a cow shit. You can see from a distance of 1 kilometer, how much mud is in a mud.
Situation from Europe, someone stepped into a poop. Such a bad luck! Here, extraordinary large or nasty spots with shit can be avoided. But there is no sense to go around, when not really big or dry, it's impossible. Sometimes, you just can't go around. And sometimes, with all the consciousness of that deed, you have to step right in the center of the sticky, smelly and really slippery shit spot, really carefully, in order not to slip and fall down, feeling like your foot is being buried in it and hoping it will not bury too deep.
My fall was quite lucky, I can be even glad. I went out of this quite... handy.
Hot springs! After all of this I was thinking about hot springs only. I had to go through to more heavy rains, waiting till they end under some tree for like 10 minutes. I was caught by the last rainy event 200 m from the hot springs, so I could observe the huts with hot water at Altyn Arashan from the other side of the river, still a cold one. When the rain got mild only I started to walk and met a local girl, going towards me from the building. Hot springs? Yes!
She took a key from her dad and escorted me to the wooden hut, next to the big river. There I found a change room, shower and a big tube with a hot water. "At least half an hour", she says and leave. 200 som, (2,5 $) for such a pleasure after 4 days in the mountains. A place definately for me.
Then the father came saying "time, time" and he took a money from me. To achieve a total happiness I bought also a bottle of beer, and started to march down the valley. To the last part of my route, 15 km to the village of Aksu.
The bottom half of the valley is not covered with shit. It is muddy, because the off-road taxi is available here, since the walk to Altyn Arashan is a challenging walk. You can go by whatever a soviet technology managed to get moving on the mud and stones. So, the ultimate leader is UAZ, then the 4x4 buses constructed over the UAZ's chassis. Also houses on wheels to move over Syberia, a big trucks on 6 wheels, with a big container at the back, with windows-like holes for having a view. Tourists inside. The road looks like not a road. For sure not for Mitsubishi Outlander. But those machines are doing somehow through the giant rocks and muddy lakes. The question is how comfortable is this ride. I walk with the same speed as the big trucks. The big trucks need to take a rest from time to time, probably because of shaken people inside. In the end, tourist walk ahead of the trucks as quickly as they can. The fastest one will reach Aksu on foot. Others will be picked up by the truck on the way with no mercy.
Just over Aksu I set up my tent for a last night in Karakol. In the morning I reach Aksu, some family going to a gas station gave me a lift (that was their idea). Then, I get rid of taxi drivers and jump into marshrutka to Karakol. Half an hour later I sit in the empty cafe (our cafe), at the main street in Karakol, where 5 days earlier had a lunch with Chriss, Paul and Stefan. Then Angie calls me, she is in the city, going to the mountains. We met, I share some food that left me, and she invites me to spend the rest days in her house in Bishkek.
Then I get rid of the taxi drivers and buy a marshrutka ticket to Bishkek, for a 7 hours ride on the north side of Issyk-kul, in quite comfortable conditions. Then I again get rid of taxi drivers and one angry guy who wanted me to give him money, and catch a bus to Angie's house. Now relax, shopping and packing.
Górską opowieść dociągnąłem tylko do momentu dotarcia nad jezioro Ala-kul. Rano pożegnanie z Gerdą, która jak się okazało do jedzenia po tygodniu wędrówki miała tylko jakiś grysik. Ja jedzenia miałem więcej niż byłem w stanie zjeść, więc pozwoliłem jej wziąć sobie co chce i obiecałem wrzucić nagranie z drona na dropboxa. Za jedzenie nie chciałem żadnych dźięgów. Gerda poprosiła o mój adres mówiąc, że skoro nie chce pieniędzy to przyśle mi swoją książkę. Komunikat systemowy: "Twoja reputacja podniosła się o 1".
Następnie ruszam na przełęcz. Ide szybko, mijam jakąś dwójkę oraz cztery osoby schodzące, co dziwne w kaskach, bo boje się deszczu. Na przełęczy siedzi Kirgiz niemowa ze sznurkowym plecakiem z Ronaldo i jakimś zwiniętym plakatem i chce żeby mu zagrzać wodę w puszce. Ja mam tego dnia wiele do przejścia, nie grzeje mu wody, może ktoś inny mi zagrzeje. "Twoja reputacja pogorszyła się o 1".
Strome zejście z przełęczy, wszędzie lecą kamienie. Druga strona w chmurach. Idę szybko żeby nie dostać czymś z góry. Potem dłuuugie zejście doliną. W międzyczasie zaczyna grzmieć dookoła. Nie udaje się zdążyć do drzew, leci grad. Biegnę do pierwszych drzew a po nogach biją mnie lodowe kule, dostatecznie mocno motywując do szybszego biegu. W tle muzyka z Władcy Pierścieni Dwie Wieże. W końcu udaje się schować, oczywiście najgorsze już za mną.
W dolinie, nad niewielką górską rzeką znajduję dwie żółte, drewniane łodzie...
Potem wychodzi słońce, w miarę schodzenia robi się coraz cieplej. Spotykam dużo turystów: kilku pojedynczych, sporą grupę z Korei, a potem jakieś ogromne wycieczki. Tutaj pozwolę sobie na tyradę o kupie, bo w tej dolinie było jej na tyle dużo, że czara się przelała. Tak, przelała.
Wybierasz się do Kirgistanu? Na jakiś fajny trekking? Super, to najlepiej do Karakolu, bo to najlepsze miejsce na trekking. Tylko jeśli nie jesteś związany z branżą szambiarską to przygotuj się na to, że podczas pobytu zobaczysz więcej gówna niż w całym swoim dotychczasowym życiu.
Ubrudziłeś się troszkę błotem przy ściąganiu buta? To nie błoto :)
Otóż w Kirgistanie błoto w stanie naturalnym prawie nie występuje. Jak świstak, jest bardzo dobre, ale wpisane do czerwonej księgi. Tutaj występują różnego rodzaju gówniane kompozyty. Np 10% błota i 90% gówna. Albo 150% gówna, można różnie trafić. Jest też podział gatunkowy. Koński jest całkiem przyjemny, taki skupiony i raczej suchy. Owczy czy kozi jest raczej rzadszy. Najczęstszy, ale i jednocześnie najrzadszy jest krowi. To widać, widać z kilometra, jak mało błota jest w błocie.
Taka sytuacja z Europy: ktoś wdepnął w kupę. Co za nieszczęście. Tutaj większe skupiska, lub szczególnie obleśne, można zwykle ominąć. Tych starszych i mniejszych nie ma sensu omijać. Ale czasem nie można ominąć i wtedy, trzeba z całą świadomością wstawić podeszwę w środek mlaszczącej, klejącej się i śmierdzącej mazi na tyle ostrożnie żeby się nie wyłożyć, czując jak but się zagłębia i mając nadzieję, że nie zagłębi się zanadto.
Moja gleba nie była szczególnie pechowa, nawet mogę być zadowolony. Wyszedłem obronną ręką. Dosłownie.
Gorące źródła! Po tych przejściach już tylko o nich myślałem. Ale czekały mnie jeszcze dwa deszcze do przeczekania pod drzewem, tak po 10 minut. Najgorsze to, że ostatni deszcz był chyba 200 metrów od drewnianych domków z gorącą wodą Altyn Arashan, po drugiej stronie rzeki (zimnej). Przestawało padać, turyści jeszcze pod dachami ale jakaś dziewczyna w zwykłej bluzie już rusza, to ja też. Spotykamy się w połowie drogi, okazało się, że szła po mnie. Hot springs? Yes!
Bierze klucz od taty i Jestem prowadzony do drewnianego domku przy rzece. Tam przebieralnia, prysznic i zbiornik z gorącą wodą. Minimum pół godziny mówi i wychodzi. Taka przyjemność 10 zł. Po 4 dniach w górach nic lepszego nie mogło mi się przytrafić.
Potem oczywiście ojciec przychodzi poganiać, że "time, time" i inkasować pieniądze. Kupuje jeszcze piwo i ruszam na ostatni odcinek: 15 km w dół do miejscowości Aksu.
Dolna połowa doliny już nie jest obsrana, jest rozjeżdżona do granic możliwości czym się tylko da. Działa tu terenowe taxi, bo dojście z Aksu do Altyn Arashan to wymagający spacer. Jeździ wszystko co tylko sowiecka myśl techniczna zdołała wprawić w ruch na błocie. Królują UAZy, potem terenowe busiki 4x4 na podwoziu UAZa, a potem to nie wiem. Jakieś domy na kółkach do jeżdżenia po Syberii czy coś w ten deseń. Ogromne jak tir ciężarówy na 6 kołach, z kontenerem z wyciętymi oknami na pace. W środku turyści. Droga wygląda jakby nic nie było w stanie nią przejechać, ale to tylko pozory. Okazuje się jednak, że te wielkie maszyny, i to z górki, jadą wolniej niż ja idę, do tego w środku jest najwyraźniej nie do wytrzymania bo co kawałek się zatrzymują, by ludzie mogli wyjść. Pod koniec, auto jedzie puste, wszyscy turyści idą piechotą, jak szybko tylko mogą. Tych najszybszych ciężarówka nie zgarnie po drodze, wolniejsi będą musieli znosić trud podróży aż do następnego postoju.
Przed samym Aksu po raz ostatni rozbijam namiot w Karakolu. Rano ruszam do Aksu, podwózka sama mnie łapie, jedziemy z rodzinką na stację benzynową przy drodze do Karakolu. Potem odpedzam się od taksówkarzy, łapie marszrutkę i pół godziny później jem kurdak z kuraczyj w tej samej pustej knajpie, gdzie 5 dni wcześniej z Krzyśkiem, Stefanem i Paulem. Dzwoni Angie, która ze swoimi studentami wybrała się do Karakolu. wiedząc, że jeśli raz straciłem zasięg to już się ze mną nie spotka, odpuściła próbę spotkania się że mną kilka dni wcześniej. Pół godziny chodzimy razem po sklepach szukając dla nich dżemu w tubce. Ostatecznie daje im resztkę mojego oraz kilka słodkich chwil.
Następnie znowu odpędzam się od taksówkarzy i kupuje bilet do Biszkeku. 7 godzin w trasie północną strona Issyk-Kul, w całkiem komfortowych warunkach i jestem na biszkeckim autowogzalu. Tradycyjnie odpędzam się od taksówkarzy, potem jeszcze próba charakteru przeciwko człowiekowi w czapce, który sugestywnie przekonywał do oddania mu pieniędzy. Argumenty nie działały, podziałało oddalenie się. Była to do tej pory jedyna taka nieprzyjemna sytuacja w Kirgistanie. Marszrutka, i jestem w domu Angie. Teraz relaks, zakupy i pakowanie.
Aha, i jeszcze cała akcja z lotem. Po niepowodzeniu Krzyśka ( z Moskwy poleciał dalej lufthansą, bo nie chcieli go podbić dalej bez wizy twierdząc, że loty do Mińska to krajowe), obdzwoniłem wszystko co się dało dwa razy dobijając do -10 som na koncie w telefonie.
Infolinia Ural Airlines, na angielskiej Andriej, na którego jak trafiam to się rozłączam bo on nic nie chce pomóc.
Konsulat honorowy RP w Biszkeku, odbiera jakoś gość który nie wie o co chodzi z konsulem.
Lotnisko w Biszkeku, przełączają do ludzi od wiz.
Lotnisko w Moskwie, twierdzą że to nie jest lot krajowy i nie będzie problemu.
Belavia, loty białoruskie w Moskwie, też tak twierdzą.
Więc ostatecznie będę próbował lecieć jak Krzysiek, może się jednak uda jeśli nie dam się nikomu pokierować w niewłaściwe miejsce. Przynajmniej taki mam plan.
Strasznie się rozpisalem, teraz muszę to przetłumaczyć...
To finish up the mountain tale.
In the morning I share food with Gerda, she had only semolina left. She promises to send me her book in turn. Then fast ascent to the last pass at 3900, I m afraid of rain.
At the pass I met dumb Kyrgyz guy with a backpack with Ronaldo depicted and some ruled poster. He wants me to boil a water for him but I refuse, a long way to go today. Maybe someone else can do that.
Next, very steep descent with falling gravel and a very very long valley. On the way I can here thunders, and soon a hail storm starts. I run to the trees with hail lashing my legs, so I run faster and faster. Finally get under the trees, but the worst part ends immediately.
In the valley, next to narrow, wild river I found two yellow wooden boats...
After the storm the sun comes out again, it gets warmer and warmer while going deeper in the valley. I meet a lot of tourists: few single travelers, a big group from S. Korea, and then a huge crowds with guides.
Now, I will elaborate a little bit on the matter of shit, because that was too much to take.
Are you going to visit Kyrgyzstan? Willing to have a nice trekking trip? Cool, it's best to visit Karakol National Park, the best place for hiking in Kyrgyzstan! But unless you're connected with a cesspool business, be prepared to see more shit than you already have seen through your entire life.
Ups, your hand get slightly dirty when wearing your shoes, because of the mud? Well, it's not a mud :)
In Kyrgyzstan real mud is really unique. Like a marmot, it's really nice, but listed in the Red Book. Here, you can find only shitty composites, like 10% of mud and 90% of shit or 150% of shit. Depends on your luck and how high you are. It can be devided into different categories. Horse shit is quite nice, dense and rather dry, stops to smell quickly. Sheep and goat shit is not so popular, and not so big also. The most popular one is a cow shit. You can see from a distance of 1 kilometer, how much mud is in a mud.
Situation from Europe, someone stepped into a poop. Such a bad luck! Here, extraordinary large or nasty spots with shit can be avoided. But there is no sense to go around, when not really big or dry, it's impossible. Sometimes, you just can't go around. And sometimes, with all the consciousness of that deed, you have to step right in the center of the sticky, smelly and really slippery shit spot, really carefully, in order not to slip and fall down, feeling like your foot is being buried in it and hoping it will not bury too deep.
My fall was quite lucky, I can be even glad. I went out of this quite... handy.
Hot springs! After all of this I was thinking about hot springs only. I had to go through to more heavy rains, waiting till they end under some tree for like 10 minutes. I was caught by the last rainy event 200 m from the hot springs, so I could observe the huts with hot water at Altyn Arashan from the other side of the river, still a cold one. When the rain got mild only I started to walk and met a local girl, going towards me from the building. Hot springs? Yes!
She took a key from her dad and escorted me to the wooden hut, next to the big river. There I found a change room, shower and a big tube with a hot water. "At least half an hour", she says and leave. 200 som, (2,5 $) for such a pleasure after 4 days in the mountains. A place definately for me.
Then the father came saying "time, time" and he took a money from me. To achieve a total happiness I bought also a bottle of beer, and started to march down the valley. To the last part of my route, 15 km to the village of Aksu.
The bottom half of the valley is not covered with shit. It is muddy, because the off-road taxi is available here, since the walk to Altyn Arashan is a challenging walk. You can go by whatever a soviet technology managed to get moving on the mud and stones. So, the ultimate leader is UAZ, then the 4x4 buses constructed over the UAZ's chassis. Also houses on wheels to move over Syberia, a big trucks on 6 wheels, with a big container at the back, with windows-like holes for having a view. Tourists inside. The road looks like not a road. For sure not for Mitsubishi Outlander. But those machines are doing somehow through the giant rocks and muddy lakes. The question is how comfortable is this ride. I walk with the same speed as the big trucks. The big trucks need to take a rest from time to time, probably because of shaken people inside. In the end, tourist walk ahead of the trucks as quickly as they can. The fastest one will reach Aksu on foot. Others will be picked up by the truck on the way with no mercy.
Just over Aksu I set up my tent for a last night in Karakol. In the morning I reach Aksu, some family going to a gas station gave me a lift (that was their idea). Then, I get rid of taxi drivers and jump into marshrutka to Karakol. Half an hour later I sit in the empty cafe (our cafe), at the main street in Karakol, where 5 days earlier had a lunch with Chriss, Paul and Stefan. Then Angie calls me, she is in the city, going to the mountains. We met, I share some food that left me, and she invites me to spend the rest days in her house in Bishkek.
Then I get rid of the taxi drivers and buy a marshrutka ticket to Bishkek, for a 7 hours ride on the north side of Issyk-kul, in quite comfortable conditions. Then I again get rid of taxi drivers and one angry guy who wanted me to give him money, and catch a bus to Angie's house. Now relax, shopping and packing.
Jeszcze raz Ala-kul, z góry, w tle lodowiec |
3900, ostatnia przełęcz nad Ala-kul |
niezły kierdel |
10% błota, 90% kupy |
Gorące źródła w Altyn Arashan |
Altyn Arashan |
W Altyn Arashan zakupiłem Nasze Szachterskie |
"Nasza" knajpa w Karakolu |
Starcie kultur, Koczownik kontra pepsi |
Bilet Karakol-Biszkek na marsztrutkę |
Postój po drodze do Biszkeku |
U Angie w Biszkeku |
Pakowanie u Angie |
Jaki ten angielski zwięzły!
OdpowiedzUsuńRozumiem ze "obronna ręka" polegala na poswieceniu jednej kończyny na poczet pozostalych czesci ciała.
Super wpis! Świetnie sie czyta.
Powodzenia w Moskwie! Moze wyslij maila na lotnisko albo Belavii. Takie potwierdzenie ze wzzystko ok lepiej miec pewnie w mailu niz na gebe.